Tytuł: Szukając Alaski
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy Las
Ocena: 7/10
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy Las
Ocena: 7/10
Młody mieszkaniec Florydy, Miles Halter, zdaje sobie sprawę, że jest życiowym nieudacznikiem. Na co mu znośne stopnie w szkole i znajomość ostatnich słów sławnych ludzi, skoro nie ma przyjaciół ani dziewczyny. Tylko rodzice nadal wierzą, że jest on szkolną gwiazdą, na którą każdy spogląda z zazdrością. Podczas przyjęcia pożegnalnego, tuż przed wyjazdem do szkoły z internatem, okazuje się jednak, że Miles raczej nie zalicza się do celebrytów. Sam fakt, że nikt ze „szkolnych przyjaciół” nie zjawił się na imprezie, mówi sam za siebie. Chłopak siedząc z rodzicami na kanapie i pałaszując chipsy w dipie karczochowym, postanawia odnaleźć „Wielkie Być Może”. Właśnie dlatego wyjeżdża do szkoły w Alabamie, aby w niej odnaleźć sens życia. W poszukiwaniu „Wielkiego Być Może” pomagają mu: piękna Alaska, zdziczały Pułkownik i kilkoro innych kumpli. Czy Miles odnajdzie siebie, a także odkryje tajemnice nowych przyjaciół? A może to wszystko okaże się kłamstwem, a „Wielkie Być Może” nic nieznaczącą dewizą w życiu chłopaka…
„Szukając Alaski” to debiut Johna Greena i to widać. Miałam
nieodparte wrażenie, że czytam niedopracowaną wersję „Papierowych miast”. Humor
autora nie był tak uwydatniony, a powieść nie wzbudziła we mnie żadnych
skrajnych emocji. Owszem, przeczytałam ją jednym tchem, ale nie jest to
książka, która zmieniła moje życie.
Nie oznacza to, że „Szukając Alaski” jest złą pozycją do
czytania. Przez ponad 300 stron Green trzymał poziom i podawał czytelnikowi
coraz to nowsze przygody trójki przyjaciół. Refleksje bohaterów są dobrze
wkomponowane w akcję. Nie ma więc wyścigu szczurów, a tuż po tym kilku stron
rozmyślań głównych postaci. Zostało to ładnie rozłożone, przez co żaden
rozdział nie posiadał swoistej luki.
Bohaterowie powieści są według mnie fantastyczni. Alaska
może i jest czasami zbyt idealna, ale taki już jej urok. Rzadko zdarza się, aby
postać kobieca nie denerwowała mnie swoim zachowaniem. Alasce udało się
przełamać złą passę. Nie tylko ona zasługuje na uwagę. Miles, mimo że
początkowo wydaje się tchórzliwym i bezpłciowym nastolatkiem, ma wiele do
powiedzenia. Tak samo z Pułkownikiem, w którym po prostu się zakochałam. Ujął
mnie swoim stylem bycia, choć nie był księciem z bajki. Nie myślałam, że
wszyscy oni zarobią na specjalne miejsce w moim książkowym sercu.
Chyba wiele osób ze mną się zgodzi, iż fabuła jest prosta i
niezbyt wyszukana. Jednak John Green znowu mnie oczarował i sprawił, że
sztampowość przerodziła się w coś oryginalnego. Chwała mu za to, gdyż z
doświadczenia wiem, że wiele pomysłów, które już się kiedyś pojawiły, będą
powtórzone bez żadnej nutki świeżości. W „Szukając Alaski” jest coś
odkrywczego, coś, co buduje napięcie i nie pozwala oderwać się od książki. Nie
tylko z pozoru powielona już fabuła, ale też język i delikatny humor postaci
były tymi elementami, które czytelnik na pewno doceni.
Żałuję jednej rzeczy, a mianowicie tego, że autor chyba
nieco zagubił się pisząc „Szukając Alaski”. Czasami miałam wrażenie, że
niektóre akcje czy rozwiązania nie wnosiły do książki nic, co by miało związek
z fabułą. Z drugiej strony miało to swój urok, gdyż przez to powieść nie
posiadała czysto refleksyjnego aspektu.
Fani Johna Greena nie będą zawiedzeni, ale myślę, że
czytelnicy, którzy pierwszy raz sięgną po literaturę tegoż autora, mogą
oczekiwać nieco więcej po światowej sławy pisarzu. Jednakże trzeba mu wybaczyć nieliczne
potknięcia. Jak na debiutanta, John Green spisał się znakomicie i młodzi
ludzie, którzy szukają czegoś więcej w książkach niż tylko rąbanki i walki ze
złem, pokochają Milesa, Pułkownika oraz Alaskę.
Recenzja napisana przez: Zuza B (Gumiguta)
Recenzja napisana przez: Zuza B (Gumiguta)