Tytuł: Play
Autor: Javier Ruescas
Wydawnictwo: Jaguar
Ocena: 8/10
Ocena: 8/10
Aaron –
dobrze wychowany nastolatek z bogatej rodziny, który ma określone plany na
przyszłość.
Leo – czarna
owca rodziny, rozrabiaka z zawyżonym ego i Casanova, człowiek żyjący z dnia na
dzień.
Wydaje się,
że nic ich nie łączy, lecz więzów krwi nie da się tak łatwo zerwać. Po nagłym
odejściu starszego brata, Aaron nie pała do niego miłością, kiedy to Leo
powraca do domu niczym syn marnotrawny. Próbują na nowo odkryć siebie i znów
stać się najlepszymi przyjaciółmi. Nie jest to jednak takie proste. Aaron
przeżywa swoją nieudaną, wakacyjną miłość, natomiast Leo cały czas pragnie
wznieść się na wyżyny sławy. Pewnego dnia starszy brat odkrywa na swoim
zapomnianym dysku komputera piosenki autorstwa Aarona, które, o dziwo, mają
spory potencjał. Leo wpada na szatański
pomysł nagrania amatorskiego teledysku, w którym jego kruczoczarne włosy i
niesamowicie zielone oczy mogą zrobić furorę, ale głos "pożyczy" od Aarona. Międzynarodowa sława, wielkie
pieniądze i hordy fanek – oto spodziewana przyszłość rodzeństwa. Lecz czy to
oszustwo ma szansę bytu? Co jeśli ktoś odkryje sekret, a na wierzch wypłyną
wszystkie przekręty Leo Serafina? Czy Aaron odzyska Dalilę, swoją dawną
ukochaną?
Macie prawo
pomyśleć, że „Play” jest kolejną powieścią młodzieżową, w której główne
skrzypce gra młodociana miłość i nierealna droga do sławy. Jednak ta
sztampowość zostaje przełamana. Autorem powieści jest 26-letni Hiszpan, który
rzuca inne światło na fabułę. Zazwyczaj tego typu książki pisane są przez młode
kobiety, które nie do końca wiedzą czego spodziewają się po swoim dziele, a
bohaterki powieści są często surrealistyczne i niezdecydowane. Javier Ruescas potraktował ten z pozoru
oklepany temat inaczej, a najważniejsze postaci –Aaron i Leo – nie zostały
całkowicie zdominowane przez przesłodzone uczucia. Sama miłość została
przedstawiona z punktu widzenia chłopaka, a nie, jak to zazwyczaj bywa,
dziewczyny. Trzeba też zauważyć, że Ruescas nie opisał miłosnych uniesień w
jeden, z góry nakazany sposób. Z jednej strony czuć na odległość miłość na
wieki, lecz np. spoglądając na podboje Leo, ma się wrażenie, że to raczej
jednorazowy wypad. Romantyczne wątki nie przesłaniają relacji braci i ich drogi do
sławy. Niezmiernie się z tego powodu cieszę, gdyż męczą mnie już wszędobylskie
romanse zawarte w literaturze dla nastolatków.
Każdy
rozdział poprzedzony jest fragmentem piosenki. Autor wybrał playlistę do
powieści, więc czytelnik ma szansę dowiedzieć się co nieco o jego guście
muzycznym. Co ciekawe, co drugi rozdział został napisany z perspektywy innego
brata. Raz Aaron wysuwa się na prowadzenie, a kiedy indziej to Leo daje świetny koncert. Pierwszoosobowa narracja pozwala odbiorcy przyjrzeć się z bliska
rodzeństwu i poznać ich odmienne charaktery. Każdy z braci ma inne spojrzenie na otaczające ich osoby oraz na pewne sytuacje, które nierzadko prowadzą do
katastrofy.
Leo i Aaron,
choć mają sporo talentów, to jednak ich ścieżka sławy nie jest usłana różami.
Javier Ruescas obok bandy rozentuzjazmowanych fanów ich muzyki i wyglądu dodaje
jeszcze niecierpliwych producentów oraz ciężką pracę. Skutecznie zabił
stereotyp, mówiący o tym, że sława nie wymaga poświęceń, a wystarczy tylko
popijać drinki z palemką w ekskluzywnym apartamencie.
Autor
świetnie spisał się w tworzeniu napięcia tak, aby czytelnik mógł przeżywać
wszystkie wydarzenia „Play” wraz z bohaterami książki. Zżerała mnie trema,
kiedy Leo i Aaron wprowadzali w życie swoje przekręty. Jak widać, nie tylko
wielkie bitwy i gorące namiętności podnoszą adrenalinę.
Niestety
wychwyciłam także wady w powieści Ruescasa. Niektóre romantyczne momenty były
przesłodzone i nierealne. Miejscami brakowało tylko przeogromnego bukietu
egzotycznych kwiatów, płatków czerwonych róż wpadających przez okno i
błyszczących od łez oczu zakochanych. Przesadzono też z tak zwanym amerykańskim
snem. Bracia nie mieszkali z rodziną w ziemiankach i nie żywili się samym
chlebem i wodą. Radzili sobie całkiem nieźle, a wręcz bardzo dobrze w dużym
domu i pokaźnymi pensjami rodziców. Nie chciało mi się wierzyć w ten zachwyt
nad wspaniałościami Ameryki.
Spod pióra
Ruescasa wyszła naprawdę dobra powieść młodzieżowa, która po części przełamuje
stereotypy typowej książki dla nastolatków. Nie dziwię się, że „Play” w
Hiszpanii został okrzyknięty bestsellerem. Z niecierpliwością czekam na kolejny
tom trylogii oraz na dalsze przygody Aarona i Leo. Na YouTube możecie znaleźć piosenki zespołu Play Serafin, które przypadły mi do gustu i teraz pałętają się na mojej playliście gdzieś pomiędzy Rammsteinem a Depeche Mode.
Za możliwość przeczytania "Play" dziękuję wydawnictwu Jaguar.
Recenzja napisana przez: Zuza B (Gumiguta)
To nie do końca coś w moim stylu.
OdpowiedzUsuńZastanowię się nad nią :)
OdpowiedzUsuńweronine-library.blogspot.com
Wygrałam tę książkę, więc ją przeczytam, cieszę się, że jest dobra :)
OdpowiedzUsuńBłe, te przesłodzone fragmenty pewnie baaardzo by mnie raziły, jestem na to uczulony. Poza tym - zachęcająca recenzja :-)
OdpowiedzUsuńW sumie tylko w końcówce powieści to wychwyciłam. Poza tym, to całkiem ok. Chociaż rozumiem trzymanie się z dala od takich książek, bo sama nie toleruję romansideł i wszystkiego, co się z nimi kojarzy :)
UsuńThanks for the review. Google translate helped me with it, haha...
OdpowiedzUsuńAll my best wishes,
Javier
I'd never thought that google translate was able to translate this language properly XD Thanks for your comment :)
UsuńBardzo interesująca recenzja.Książka troszkę nie w moim stylu, ale nic nie wiadomo, czy jej nie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńChciałabym przeczytać tę książkę, bo już słyszałam kilka razy o niej. SZkoda, że nie współpracuję z tym wydawnictwem.
OdpowiedzUsuńKsiążka jest warta nie tylko przeczytania, ale i kupna :)
Usuń