26.02.2014

#33 Recenzja: Play



Tytuł: Play
Autor: Javier Ruescas
Wydawnictwo: Jaguar
Ocena: 8/10

Aaron – dobrze wychowany nastolatek z bogatej rodziny, który ma określone plany na przyszłość.
Leo – czarna owca rodziny, rozrabiaka z zawyżonym ego i Casanova, człowiek żyjący z dnia na dzień.

Wydaje się, że nic ich nie łączy, lecz więzów krwi nie da się tak łatwo zerwać. Po nagłym odejściu starszego brata, Aaron nie pała do niego miłością, kiedy to Leo powraca do domu niczym syn marnotrawny. Próbują na nowo odkryć siebie i znów stać się najlepszymi przyjaciółmi. Nie jest to jednak takie proste. Aaron przeżywa swoją nieudaną, wakacyjną miłość, natomiast Leo cały czas pragnie wznieść się na wyżyny sławy. Pewnego dnia starszy brat odkrywa na swoim zapomnianym dysku komputera piosenki autorstwa Aarona, które, o dziwo, mają spory potencjał.  Leo wpada na szatański pomysł nagrania amatorskiego teledysku, w którym jego kruczoczarne włosy i niesamowicie zielone oczy mogą zrobić furorę, ale głos "pożyczy" od Aarona. Międzynarodowa sława, wielkie pieniądze i hordy fanek – oto spodziewana przyszłość rodzeństwa. Lecz czy to oszustwo ma szansę bytu? Co jeśli ktoś odkryje sekret, a na wierzch wypłyną wszystkie przekręty Leo Serafina? Czy Aaron odzyska Dalilę, swoją dawną ukochaną?

Macie prawo pomyśleć, że „Play” jest kolejną powieścią młodzieżową, w której główne skrzypce gra młodociana miłość i nierealna droga do sławy. Jednak ta sztampowość zostaje przełamana. Autorem powieści jest 26-letni Hiszpan, który rzuca inne światło na fabułę. Zazwyczaj tego typu książki pisane są przez młode kobiety, które nie do końca wiedzą czego spodziewają się po swoim dziele, a bohaterki powieści są często surrealistyczne i niezdecydowane. Javier Ruescas potraktował ten z pozoru oklepany temat inaczej, a najważniejsze postaci –Aaron i Leo – nie zostały całkowicie zdominowane przez przesłodzone uczucia. Sama miłość została przedstawiona z punktu widzenia chłopaka, a nie, jak to zazwyczaj bywa, dziewczyny. Trzeba też zauważyć, że Ruescas nie opisał miłosnych uniesień w jeden, z góry nakazany sposób. Z jednej strony czuć na odległość miłość na wieki, lecz np. spoglądając na podboje Leo, ma się wrażenie, że to raczej jednorazowy wypad. Romantyczne wątki nie przesłaniają relacji braci i ich drogi do sławy. Niezmiernie się z tego powodu cieszę, gdyż męczą mnie już wszędobylskie romanse zawarte w literaturze dla nastolatków.

Każdy rozdział poprzedzony jest fragmentem piosenki. Autor wybrał playlistę do powieści, więc czytelnik ma szansę dowiedzieć się co nieco o jego guście muzycznym. Co ciekawe, co drugi rozdział został napisany z perspektywy innego brata. Raz Aaron wysuwa się na prowadzenie, a kiedy indziej to Leo daje świetny koncert. Pierwszoosobowa narracja pozwala odbiorcy przyjrzeć się z bliska rodzeństwu i poznać ich odmienne charaktery. Każdy z braci ma inne spojrzenie na otaczające ich osoby oraz na pewne sytuacje, które nierzadko prowadzą do katastrofy.

Leo i Aaron, choć mają sporo talentów, to jednak ich ścieżka sławy nie jest usłana różami. Javier Ruescas obok bandy rozentuzjazmowanych fanów ich muzyki i wyglądu dodaje jeszcze niecierpliwych producentów oraz ciężką pracę. Skutecznie zabił stereotyp, mówiący o tym, że sława nie wymaga poświęceń, a wystarczy tylko popijać drinki z palemką w ekskluzywnym apartamencie.

Autor świetnie spisał się w tworzeniu napięcia tak, aby czytelnik mógł przeżywać wszystkie wydarzenia „Play” wraz z bohaterami książki. Zżerała mnie trema, kiedy Leo i Aaron wprowadzali w życie swoje przekręty. Jak widać, nie tylko wielkie bitwy i gorące namiętności podnoszą adrenalinę.

Niestety wychwyciłam także wady w powieści Ruescasa. Niektóre romantyczne momenty były przesłodzone i nierealne. Miejscami brakowało tylko przeogromnego bukietu egzotycznych kwiatów, płatków czerwonych róż wpadających przez okno i błyszczących od łez oczu zakochanych. Przesadzono też z tak zwanym amerykańskim snem. Bracia nie mieszkali z rodziną w ziemiankach i nie żywili się samym chlebem i wodą. Radzili sobie całkiem nieźle, a wręcz bardzo dobrze w dużym domu i pokaźnymi pensjami rodziców. Nie chciało mi się wierzyć w ten zachwyt nad wspaniałościami Ameryki.

Spod pióra Ruescasa wyszła naprawdę dobra powieść młodzieżowa, która po części przełamuje stereotypy typowej książki dla nastolatków. Nie dziwię się, że „Play” w Hiszpanii został okrzyknięty bestsellerem. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom trylogii oraz na dalsze przygody Aarona i Leo. Na YouTube możecie znaleźć piosenki zespołu Play Serafin, które przypadły mi do gustu i teraz pałętają się na mojej playliście gdzieś pomiędzy Rammsteinem a Depeche Mode.

Za możliwość przeczytania "Play" dziękuję wydawnictwu Jaguar.

Recenzja napisana przez: Zuza B (Gumiguta)

10 komentarzy:

  1. To nie do końca coś w moim stylu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanowię się nad nią :)

    weronine-library.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Wygrałam tę książkę, więc ją przeczytam, cieszę się, że jest dobra :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Błe, te przesłodzone fragmenty pewnie baaardzo by mnie raziły, jestem na to uczulony. Poza tym - zachęcająca recenzja :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie tylko w końcówce powieści to wychwyciłam. Poza tym, to całkiem ok. Chociaż rozumiem trzymanie się z dala od takich książek, bo sama nie toleruję romansideł i wszystkiego, co się z nimi kojarzy :)

      Usuń
  5. Thanks for the review. Google translate helped me with it, haha...

    All my best wishes,
    Javier

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I'd never thought that google translate was able to translate this language properly XD Thanks for your comment :)

      Usuń
  6. Bardzo interesująca recenzja.Książka troszkę nie w moim stylu, ale nic nie wiadomo, czy jej nie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Chciałabym przeczytać tę książkę, bo już słyszałam kilka razy o niej. SZkoda, że nie współpracuję z tym wydawnictwem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka jest warta nie tylko przeczytania, ale i kupna :)

      Usuń

Copyright © 2016 Recenzje Nadine , Blogger