19.03.2014

#39Recenzja: Koniec punku w Helsinkach

Tytuł: Koniec punku w Helsinkach
Autor: Jaroslav Rudiš
Wydawnictwo: Czeskie Klimaty
Ocena: 8/10

Lata 80. to czas, kiedy Europejczycy zaczynali wprowadzać do swojego organizmu radioaktywny absurd w postaci Czarnobyla. To także era punku i zafascynowanych irokezami nastolatków, którzy rozprawiają, jak utrzymać koguci grzebień na głowie. Lepsze piwo czy woda z cukrem? Najważniejsza jest jednak muzyka, trzymająca w ryzach społeczeństwo.

Helsinki to ostatnia knajpa, w której można palić, pić piwo i nie przejmować się konsekwencjami. Matki z dziećmi nie mają wstępu do tego niecodziennego lokalu. Właścicielem tegoż miejsca jest czterdziestoletni Ole – stary kawaler o punkowej przeszłości. Po upadku Muru Berlińskiego ludzie otworzyli się na Zachód i zmienili swoje obyczaje. Jednak Ole nie potrafi odnaleźć się w tej hałaśliwej rzeczywistości. Nade wszystko pragnie świętego spokoju, który cały czas jest dla niego nieosiągalny. „Koniec punku w Helsinkach” to nie tylko historia żyjącego przeszłością mężczyzny, ale także pamiętnik pewnej czeskiej dziewczyny. Karty opowieści Olego przeplatają się z wpisami Nancy, mieszkającej przy polskiej granicy. Dzięki temu mogła odbierać radiową „Trójkę”, a tym samym posłuchać nieco przyzwoitej muzyki Sex Pistols czy Dezertera. Dwie różne postaci. Dwie odmienne osobowości. Czy są elementami jednej układanki, która została zapomniana i odłożona w kąt?

Pierwsza rzecz, jaka rzuca się w oczy, to minimalistyczna okładka. Intensywne kolory przyciągają wzrok i zachęcają do zapoznania się z powieścią. Jednakże nie od dziś wiadomo, że okładka to tylko przykrywka. Najważniejsza jest treść, która w tym przypadku wypada jeszcze lepiej niż oprawa graficzna.

Czytając, miałam wrażenie, że powieść Rudisa jest o wszystkim i… o niczym. To pomieszanie z poplątaniem. Nie ma wyraźnie zarysowanej fabuły, która trzymałaby się jednego toru. Zbacza ona z ustalonego szlaku, aby wprowadzić odbiorcę w nieznane zakątki. Jednak w końcu czytelnik będzie w stanie dostrzec, że wszystkie te ścieżki, wątki, które zostały w pewien sposób odłączone od głównego tematu, w gruncie rzeczy mogą połączyć się w całość. Przeskakujemy z opowieści Olego do pamiętnika Nancy, by dojrzeć kolejne puzzle i ułożyć z nich określony wzór.

Helsinek nie byłoby, gdyby nie bohaterowie przewijający się przez przydymione pomieszczenia knajpy. Rudis nie wykreował całego panteonu postaci, które byłyby tylko ozdobnikami na kontuarze baru. Postawił na prostotę i wprowadził tylko kilku bohaterów, lecz na tyle barwnych i ciekawych, że nie odczułam niedosytu. Autor sprawił, że Ole oraz jego znajomi są osobami żywymi. Nadać imiona każdy potrafi, ale niewielu jest w stanie przedstawić ich historie tak, aby czytelnik miał ochotę wypić sznyta razem ze stałymi bywalcami Helsinek. Samo otoczenie – miasto, bar Olego – zostało świetnie przedstawione. Knajpa jest miejscem, gdzie zatrzymał się czas, a wokół której toczy się normalne życie szarych ludzi. Autor umiejętnie to opisał i sprawił, że nie nudziłam się, czytając „Koniec punku w Helsinkach”.

Ciekawym zabiegiem było wprowadzenie pamiętnika Nancy. Jednakże ciężko czytało mi się zdania zbuntowanej bohaterki, gdyż popełniała typowe dla nastolatków błędy. Nie używała przecinków, zdania były niesamowicie długie, czasami pisała bez ładu i składu. Wtrącenia w języku niemieckim także nie pomagały. Jednakże te zabiegi dodawały uroku, choć niejeden fanatyk poprawnej interpunkcji zapewne będzie zgrzytał zębami.

„Koniec punku w Helsinkach” nie jest książką, przy której płacze się ze śmiechu lub wylewa litry łez nad niedolą bohaterów. Jaroslav Rudis zachował proporcje i nie przekształcił tej pozycji w komedię ani dramat. Nie raz, nie dwa zaśmiałam się pod nosem, ale zdarzyło mi się też zadumać podczas lektury.
To jednotomowa powieść, choć aż prosi się o kontynuację. Jednak wydanie drugiej części nie miałoby sensu, gdyż cała magia Helsinek ulotniłaby się. Otwarta kompozycja nie oznacza, że należy dopisać sequel. W pewien sposób historia Olego zakończyła się, ale w czytelniku pozostanie pewien niedosyt.

Autor opisuje dwa różne etapy dojrzewania – czterdziestolatka XXI wieku i nastolatki z lat 80. To opowieść o samotności, ale też o trudnej przyjaźni. Dzieło Rudisa jest słodko-gorzką bajką dla dorosłych, która pozwala czytelnikowi powrócić do zapomnianej przeszłości. Jednak przede wszystkim „Koniec punku w Helsinkach” to odpowiedź na pytanie, czy punk rzeczywiście już nigdy się nie odrodzi…

Recenzja napisana na potrzeby portalu literatura.juventum.pl

Recenzja napisana przez: Zuza B (Gumiguta)

3 komentarze:

  1. Mmm..bardzo chętnie przeczytam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Punk nie umarł... śpi gdzieś narąbany ;) Marzy mi się ta książka, tym bardziej, że w kwestii subkulturowej zorientowana jestem punkowo. Do tego przeczytałam kilka recenzji i upewniłam w przekonaniu, że Koniec punku w Helsinkach to coś dla mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Czechy i Czechów, ten kraj i jego kultura jest niesamowicie interesujący, na pewno sięgnę po tę pozycję :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Recenzje Nadine , Blogger